Headhunter

Nie minęło pół roku, a już gotowa jest konsolowa odpowiedź na Max Payne i Hitman: Codename 47 razem wziętych. Gra Headhunter posiada bowiem równie wyrazistego bohatera, co wspaniałą grafikę, a na dokładkę autentycznie wciągający scenariusz oraz niezwykle wartką akcję. Nie wiem jak wy, ale ja w to wchodzę.

Bohaterem całości jest Jack Wade, były pracownik ACN (AntiCrime Network, agencja rządowa zajmująca się zwalczaniem przestępczości). Żyje on w czasach, w których po eksperymencie z prywatnymi więzieniami najbogatsze państwa świata doszły do wniosku, że warto sprywatyzować także i policję. Dość szybko powstały specjalne firmy (w każdej z nich akcje kontrolne posiadał rząd), zajmujące się określonymi rodzajami przestępstw, np. morderstwami, wymuszeniami, gwałtami, kradzieżami czy porwaniami. Każda z nich miała liczne przywileje, zaś opłacana była określonym procentem od uziemionego łebka. I jedną z takich firm była ACN. Jack Wade pracował dla niej jako tytułowy Headhunter, 'łowca głów’ zajmujący się dostarczaniem najbardziej poszukiwanych kryminalistów. Jednak i oni zmienili się. To już nie byli starzy, dobrzy bogacze z garstką łysych twardzieli w obstawie, ale 'zwykli’ geniusze, przeprowadzający nieczyste operacje z zegarmistrzowską dokładnością i finezją Carlosa Santany. Polowania na nich były bardzo niebezpieczne… Można było się np. narazić…

Obecnie Jack Wade nie jest już łowcą głów. Właściwie nie wiadomo, kim jest. Mężczyzna ów budzi się bowiem w nieznanym sobie miejscu, na stole operacyjnym zresztą, i po rozprawieniu się z oprawcami stwierdza, że ma częściową amnezję. Nie pamięta, co doprowadziło go do tak opłakanej sytuacji, wie natomiast, że musi się zemścić na prawdziwych, wysoko postawionych ciemiężycielach. Nie będzie to jednak proste. Jack Wade zostaje bowiem z niezrozumiałych powodów zwolniony z ACN. Co więcej, zgłasza się do niego córka dyrektora tej firmy, Angela Stern, z prywatną prośbą o likwidację pewnego tajemniczego gościa. Kim ów osobnik jest? Dlaczego Jack trafił na stół operacyjny BioTechu i co spowodowało jego amnezję? I, na Boga, czego Jack nie pamięta? Na te pytania gracz będzie musiał znaleźć odpowiedź sam.

Na początku rozgrywki Jack przechodzi trening (czytaj: tutorial), zdobywając licencję na zabijanie i prawo do noszenia broni. Później nasz twardziel rusza w bój. Nam, graczom, dostarcza tym samym możliwości wzięcia udziału w szeregu widowiskowych strzelanin, rozgrywających się zarówno na słonecznych ulicach wielkich metropolii, jak i w ciemnych kanałach ściekowych, tajnych laboratoriach i… sklepowych uliczkach. Od czasu do czasu dostajemy też możliwość przejechania się motocyklem z szybkościami przekraczającymi 200 kilometrów na godzinę.

Siłą gry jest znakomity ponoć scenariusz, niemal od początku przykuwający graczy do monitora i nie raz zaskakujący go niczym rasowy horror. Autorzy postarali się nawet, by za pomocą intra i filmików przerywnikowych stworzyć dość wiarygodną wizję przyszłości, z telewizją w ogóle nie pokazującą przemocy i wielkim biznesem transplantacji organów włącznie. Osobiście właśnie takie programy cenię najbardziej; efekty specjalne dla efektów specjalnych czy bicie się po mordach dla samego bicia ruszają mnie tylko w nielicznych przypadkach. Drugi plus programu Headhunter to perfekcyjna grafika, wyciskająca z konsoli Dreamcast wszystko, co tylko się da. Wiele, naprawdę wiele gier przeznaczonych dla znacznie przecież potężniejszego Playstation 2 wygląda najzwyczajniej w świecie gorzej. Oczywiście także i wersja na konsolę Sony wygląda cudownie. Sega postarała się, by świat jej programu tętnił kolorami i w ogóle życiem, zachęcał do nieustannego eksplorowania. Wydaje mi się, że właśnie tego gracze poszukują w grach korzystających z widoku TPP; nie bezmyślnej wyżynanki, a 'zwiedzanki’ a la Tomb Raider czy Shenmue.

Oczywiście Headhunter nie byłby Headhunterem, gdyby nie wykorzystano w nim całej masy elementów znanych chociażby z przebojowego Metal Gear Solid 2. Jack Wade może się więc schylać i kucać, przyklejać się do ściany, zachodzić bandziorów od tyłu i łamać im karki, wyglądać zza winkla, wreszcie rozrzucać łuski od naboi tak, by strażnicy wpadli w zgotowane przez niego pułapki. Z lubością korzysta też z broni; począwszy od zwykłego pistoleciku, przez strzelby, granaty i inne bardziej futurystyczne gnaty. Cechą charakterystyczną gunów z przyszłości jest zaś fakt, że na ogół nie zabijają, a uszkadzają mózg. Bandyta-warzywo idzie wówczas na przemiał, zaś jego narządy do BioTechu. Nic się nie marnuje, zaś taki morderca oddaje przysługę społeczeństwu, zmazującą chociaż część swoich win.

Ja w Headhuntera wchodzę. Poczekam jeszcze na recenzje (już zaczynają się pojawiać) i przejrzę je bardzo dokładnie, ale już dziś jestem niemal pewien, że nic złego się nie wydarzy. Program firmy Sega stanie się hitem, po którego zdecydowanie warto sięgnąć, chociażby dla efektu deszczu niewiele gorszego od tego z Metal Gear Solid 2 czy przewidzianego w wersji dla PS2 trybu multiplayer.