Lekcje wychowania fizycznego kojarzą nam się z wieloma grami zespołowymi. Pamiętamy te czasy, kiedy przebrani w strój gimnastyczny stawialiśmy się na sali i z wielkim oczekiwaniem zastanawialiśmy się, w jakie gry będziemy dzisiaj grać. Oczywiście w tradycji polskich wuefistów już się chyba utarło, że wybór zawsze stoi pomiędzy koszykówką, siatkówką i piłką nożną. Jakby te trzy dyscypliny stanowiły swoiste centrum dbania o rozwój młodych, dorastających ludzi. Tutaj pojawia się bardzo istotne pytanie: co z pozostałymi dyscyplinami? Czy nie warto odkrywać przed uczniami różnorodnych możliwości? Czy właśnie w szkole nie objawiają się pierwsze sportowe talenty i zdolności? Klasyczne gry i lekkoatletyka to naprawdę swoisty początek i koniec dziedzin sportowych? Czy nie warto otworzyć się bardziej, pokazać coś nowego i wprowadzić nowe gry, dbać o urozmaicenia? Dlaczego uczniowie tak niechętnie chodzą na te lekcje? Dlaczego wciąż zgłaszają nieprzygotowanie do ćwiczeń? A może by tak trochę piłki ręcznej?